Maski w płachcie mogą stanowić udany, lecz i kosztowny element pielęgnacji. Toczący się w mojej głowie konflikt narastał tym bardziej, gdy kiełkować zaczęła zasadna presja działań bardziej ergonomicznych i sprzyjających środowisku naturalnemu. Po mniej, bądź też bardziej udanych rozlicznych próbach eksperymentalnych, to właśnie papier ryżowy okazał się najbardziej racjonalnym i rzeczywiście działającym przeze mnie rozwiązaniem w tej materii.
PAPIER RYŻOWY - JAK TO OGARNĄĆ?
Papier ryżowy bazuje na mące ryżowej, wodzie i ewentualnie składnikach silnie wiążących wodę - koloidach lub składnikach żelujących, zapewniających zwartą, jednolitą konsystencję produktu spożywczego. Sam papier w środowisku suchym posiada kruchą strukturę, lecz podczas kontaktu z wodą zyskuje plastyczność, jędrność i mięsistość. Cechy te stanowią zatem idealną bazę dla domowych masek nawadniających w postaci płachty. Na korzyść papieru ryżowego przemawia jego naturalna prostota, specyficzna powierzchnia oraz gramatura, a także - bezpieczeństwo stosowania.
Ryż jest szczególnie bogatym źródłem witamin z grupy B oraz miedzi, które wpływają pozytywnie na funkcjonalność cementu miedzykomórkowego, powierzchowne objawy dehydratacji naskórka (naruszona warstwa rogowa i bariera hydro-lipidowa) oraz aktywność gruczołów łojowych. Jest hipoalergiczny, a oczyszczone formy przemiału należą do najdelikatniejszych i najbardziej bezpiecznych pokarmów. Regularnie stosowane okłady ryżowe mogą zatem pozytywnie wpłynąć na ogólne uspokojenie skóry i nadmiernej ruchomości naczyń krwionośnych, ograniczyć nadmierną pracę gruczołów łojowych oraz poprawiać śródnaskórkowe TEWL. Są więc korzystne w stosowaniu dla niemal każdego rodzaju i typu skóry. Stosowanie okładów ryżowych może szczególnie przysłużyć się cerom wrażliwym, nadpobudliwym, delikatnym, problematycznym i dojrzałym.
Papier ryżowy, przynajmniej na początku, może okazać się surowcem niełatwym w obsłudze. Przyznaję, że etapem sprawiającym najwięcej trudności było opracowanie techniki jego obróbki, a następnie równie efektywnej aplikacji na twarz. By uniknąć karkołomnych prób okiełznania wątłego papieru i przy okazji żonglowania miernikiem samopoczucia, polecam zachować cierpliwość i stosować tę upierdliwą etapowość działania. Po pierwsze, korzystnym rozwiązaniem jest wybór papieru w formie koła, po drugie - rozłożenie go na śliskim, nieprzyczepnym, płaskim podłożu, które ograniczy ryzyko porwania papieru na strzępy. Na tak przygotowanym stanowisku pracy, papier zwilżamy poprzez oblewanie lub spryskiwanie wodą (na przykład termalną), by zmniejszyć kruchość papieru i móc w nim wyrzeźbić otwór na oczy, nos oraz usta bez ryzyka uszkodzenia łamliwej struktury papieru ryżowego. Na etapie posiadania stelażu, papier ułożony wciąż na śliskim podłożu należy obficie namoczyć w wybranej esencji, naparze, toniku lub innym roztworze posiadającym jakieś konkretne właściwości lecznicze, które mają sprzyjać skórze i wygaszeniu obecnych na niej problemów. Gdy papier stanie się śliski, gładki i błyszczący, należy ostrożnie i bez zbędnych ceregieli zaaplikować go na twarz. Zazwyczaj czynię to metodą centralnego zderzenia, jakkolwiek przerażająco to brzmi - działa.
Okład z ryżu wzorcowo przylega do skóry, lecz wymaga zastosowania składników, które będą zapobiegały jego nadmiernemu zasuszaniu się. Sprawdza się tutaj niewielka ilość emolientów tłustych, gliceryna lub gęsty napar śluzotwórczy [o ziołach śluzotwórczych pisałam więcej tutaj>]. Brzmi to dość enigmatycznie, ale generalnie chodzi o to, by stosowany przez Was roztwór nie był całkowicie schnący i posiadał łagodne właściwości hydrofilowe lub hydrofobowe. Może być to esencja, napar z roślin śluzotwórczych, tonik żelowy lub mieszanina toniku i kremu, czegoś, co całkowicie nie schnie, ale ma konsystencję bardziej płynną niż kremową lub stałą. To dobry sposób na zużycie produktów, które nie sprawdzają się w stosowaniu w standardowej formie. Jeśli nie lubicie eksperymentować, albo po prostu nie macie niczego, co zalega Wam na półce, w tej roli fantastycznie sprawdzają się biofermenty oraz toniki o konsystencji galaretki lub żelu, polecam szczególnie tonery koreańskiej marki Whamisa, toniki żelowe z kwasami z grupy PHA [przykład] oraz biofermenty, na przykład z aceroli i bambusa [przykład]. Zdarza się, że okład ryżowy nasączam pozostałością płynu z gotowych masek w płachcie, którego z reguły jest nieporównywalnie dużo, a moja oszczędna natura nie pozwala mi na tego typu rozrzutność. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że często ten sposób stosowania resztek roztworu przewyższa swoim działaniem standardowy okład :)
Płachtę należy zdjąć po około 10-15 minutach. Papier ryżowy jest surowcem całkowicie biodegradowalnym - powinien on trafić do miejscowego kompostownika lub worka z odpadami organicznymi mokrymi.
EFEKTY STOSOWANIA
Bądźmy ze sobą szczerzy, zależą one głównie od płynu, którym zostanie nasączona płachta, ale muszę otwarcie przyznać, że okład ryżowy skutecznie niwelował lepkość stosowanych okładów oraz zapewniał przyjemny efekt zmiękczenia i chłodzenia, przewyższając nierzadko swoim działaniem standardowe płachty bawełniane, celulozowe, a nawet jedwabne. Schnięcie płachty i jej delikatne odrywanie wpływało pozytywnie na walory oczyszczające zastosowanej maski. Skóra podczas regularnego stosowania płacht ryżowych stała się zdecydowanie bardziej spójna, jędrna, nawilżona i bardziej uspokojona. To diaboliczny pomysł na zużycie niepotrzebnych i niesprawdzających się kosmetyków oraz racjonalne cięcia budżetowe. Polecam spróbować.
ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY.
Pozdrawiam ciepło,
Ewa